Ach.. Życie jednak jest piękne ;]
Camille jest piękna i to ona właśnie sprawia, że to życie takie jest.
Chyba się trochę pogubiłem w myślach.. To wszystko przez nią! Zaraz do niej zadzwonię wszystko jej powiem! Może lepiej nie, bo się wystraszy hehe ;) ale serio NIE.
Chyba przejdę się do pani Collins. Może powie mi coś o swojej wnuczce ^^
Wszystko jest lepsze od siedzenia z tymi dżamboludami. Już wesoło sobie hopsam po schodach, a tu widzę jak Max przystawia się do Jaya. Ciekawe, co tamten mu zrobił.. Pewnie zjadł jego kanapkę. Obaj chodzą wiecznie głodni, więc.. to bardzo możliwe.
-Max, daj spokój-Tom stanął w obronie loczka-To tylko jedno piwo.
-Jedno? No chyba sobie żartujesz-zbulwersował się.
-Stary, będę wracał, to ci dwa kupię, a jemu daj spokój-wtrąciłem się do rozmowy. Tom i Jay cieszyli się jak dzieci.
-O, Julia broni swojego Romeła(to tak specjalnie xd)-Siva zaczął się śmiać.
-Bo my się kochamy-powiedziałem i przytuliłem się do loczka. Nasz model spojrzał się i wyszedł. A gdzie? Tego nikt nie wie, ale po chwili wrócił.. Po co? Tego też pewnie się nigdy nie dowiemy.
-Jesteś dziwny-stwierdził, patrząc na mnie.
-Dziwny? zdziwiłem się-To Max jest dziwny jak tak patrzy, a ja jestem miły. Zawsze jestem na liście miłych-wytłumaczyłem mu. Jay i Seev widząc moją panikę, przybili piątkę.
-Patrzcie kogo ja tu mam!-do kuchni wbiegł Tom-Pieeeeskaaaa!-uklęknął przy nim-Kto jest słodziakiem? No kto?
-Człowieku, zabierz go stąd! Nie mamy czasu na psa!-Max był wściekły, a ja posmutniałem.
-Serio chciałbyś mieć tego pieska?-zapytał TomTom.
-Hahaha, nie.
-Ej-wydął usta. Oczywiście dostało mi się za to w szyję(WTF?). Max oczywiście próbował mnie pocieszyć, co mu się udało. I nici z wyjścia do pani Colins.. Jutro się przejdę.
_____________________
didany na życzenie belli hahahhaah xdd
wiem, że krótki.. -.-
ale nie ważne ;)
IMAGINE:
Jest ciemno, zimno i deszczowo.. Z resztą jak zawsze w Londynie. Wigilia to nie święto, pogoda się nie zmieniła. To twój pierwszy wyjazd z domu i pierwszy pobyt.. TUTAJ. Zawsze marzyłaś o przyjeździe do Londynu. Nawet odkładałaś na to pieniądze. Jednak nie myślałaś, że stanie się to w takich okolicznościach. Uciekłaś. Pierwszy raz i ostatni. Nigdy tam nie wrócisz. Choćbyś miała umierać z głodu, nie wrócisz. Nie po tym co się stało. Mijałaś świąteczne wystawy sklepowe. Kochałaś święta. No właśnie.. KOCHAŁAŚ. Teraz się wszystko zmieniło. Teraz ich nienawidzisz. Ta sztuczna atmosfera, fałszywe życzenia i udawana radość z tandetnych prezentów. Teraz masz to z głowy, bo jesteś sama, sama jak palec. Nawet nie masz gdzie przenocować. Usiadłaś na krawężniku, cicho płacząc. Nie masz przy sobie żadnych pieniędzy. Wszystko wydałaś na bilet w jedną stronę. Czy było warto?
-Przepraszam?-spojrzałaś w górę i ujrzałaś starszą panią. Wstałaś-Coś się stało?
-Nie.. Tylko..-zastanawiałaś się nad odpowiedzią. W pewnej chwili podbiegł do was jakiś chłopak.
-Szu..kałem..cię-wysapał-Cały czas mi ucieka-skierował te słowa do kobiety, a ona odeszła. Patrzyliście na siebie. Ty tępym wzrokiem, a on z uśmiechem na ustach. Albo coś przegapiłaś, albo na serio nie wiedziałaś, co się właśnie stało.
-Już pójdę-mruknęłaś.
-Co?-on spanikował-Narażam swoje życie, a ty.. Od tak idziesz sobie?
-Jakie życie?
-Nie wiesz, co to jest za kobieta. Mówią na nią 'Straszna Caren' i to nie bez powodu-zrobił wielkie oczy. Ty się tylko uśmiechnęłaś-Jestem Jay-spojrzałaś na jego wyciągniętą dłoń.
-[T.I.]-uścisnęliście sobie ręce.
-Ładnie. Gdzie idziesz?-zapytał zmieniając temat.
-Nigdzie-odparłaś i usiadłaś na krawężniku. Znowu..
-Jak to? To teraz już gdzieś-cały czas patrzył ci w oczy. Czy tylko ty go nie rozumiałaś, czy na serio mówił dziwnie. Wziął cię za ręce i pomógł wstać-Idziesz do mnie!-krzyknął radośnie-Przecież cię tak samej nie zostawię. Są święta.
-A ja mam to gdzieś..
-Oo, widzę, że ktoś tu nie lubi świąąąt-powiedział dźwięcznym głosem.
-Tak jakoś wyszło-i nastała chwila niezręcznej ciszy.
-Zimno jest.. Chodźmy już-loczek zaczął marudzić.
-Dobra-przewróciłaś oczami.
-Tak-wziął cię za rękę. Po 10 minutach dotarliście na miejsce-Mamy gooooościa!-krzyknął w drzwiach.
-Święty Mikołaj?-z góry zbiegł Siva-A niee, to jakaś dziewczyna-spojrzał na ciebie.
-Nie jakaś tylko [T.I]-oburzył się Jay.
-Ok, ok-mulat dał za wygraną.
-Może mi ktoś pomóc?!-z kuchni dobiegał głos Maxa.
-Chodźmy-loczkowaty był pełen energii i zaprowadził cię do kuchni. Nigdzie nie było łysola, a byliście pewni, że stąd dobiegało jego nawoływanie.
-Jakie jest twoje marzenie?-zapytał w wolnej chwili.
-Mieć dwójkę dzieci. A twoje?
-Być ich ojcem-szepnął. Stojąc pod jemiołą, pocałowaliście się.
a to taki mały prezencik ode mnie ;)
mam nadzieję, że się podoba, bo to mój pierwszy..
chciałabym wam życzyć bogatego Mikołaja, udanego sylwestra (z polsatem xd), spełnienia marzeń i weny oczywiście ;***